sobota, 9 kwietnia 2022

16 - Muszę ci przypomnieć (cz.2)

 

Rozdział 16

Muszę ci przypomnieć (cz.2)

 

*****

Cal stał plecami do swojego pickupa z rękami skrzyżowanymi na piersi na parkingu posterunku policji i czekał.

Minęło piętnaście minut, zanim Haines wyszedł, a kiedy to zrobił, wyszedł z Coltem.

Kurwa.

Obaj mężczyźni spojrzeli na Cala, oczy Haines’a zwęziły się, a głowa Colta opadła, żeby mógł przyjrzeć się swoim butom i niczego nie zdradzać.

Haines odwrócił głowę do Colta, powiedział coś, Colt skinął głową i rozdzielili się, Haines podszedł do Cala, Colt do swojego GMC.

Cal patrzył na Haines’a, gdy do niego podchodził, ale wiedział, że Colt nie pójdzie daleko. Zostało to potwierdzone, gdy przybył Haines i Cal spojrzał w stronę Colta, zobaczył, że ma biodra oparte z tyłu GMC, a oczy zwrócone na Cala i Haines’a.

„Masz coś do powiedzenia?” - zapytał Haines, a Cala ponownie spojrzał na niego.

„Ustąp” - powiedział Cal.

Usta Haines’a zacisnęły się, a potem zapytał - „Jaja sobie robisz?”

„Wprawiasz Vi w zakłopotanie” - wyjaśnił Cal.

Ja wprawiam?” - Haines zapytał, a następnie uciął - „Tak, robisz jaja”.

„To się nie skończy dla ciebie dobrze” - ciągnął Cal.

„Nie, jak Vi podejmie głupią decyzję, Callahan, nie skończy się to dla niej dobrze. Ja tylko pozycjonuję się, by być tam, aby pozbierać kawałki”.

Na tę insynuację Cal chciał wyprostować się z pickupa, ale zmusił się do pozostania przy niej zrelaksowanym. To nie tak, że nie zasłużył sobie na taką uwagę swoją historią z kobietami i swoją historią z Vi.

„Myślisz, że ją przelecę”.

„Jesteś synem Joe Callahana”.

Tym razem Cal musiał włożyć cały wysiłek, aby trzymać się tyłem do pickupa, ponieważ jego ojciec z pewnością nie zasłużył na taką uwagę, ale jego głos wibrował, gdy zapytał - „Co to, kurwa, ma znaczyć?”

„To znaczy, że jesteś mężczyzną jednej kobiety”.

„Tak, jestem. Nikt jeszcze nie załapał, że tą kobietą nie była pieprzona Bonnie?”

Strzelił i trafił celnie. Patrzył, jak pocisk ląduje, gdy podbródek Haines’a szarpnął się w bok, prawie tak, jakby Cal go uderzył.

„Myślałem, że była” - Cal zmusił się do uspokojenia głosu - „ale nie była”.

„Jesteś pewien?” - zapytał Haines.

„Tak, jestem pewien” - odpowiedział Cal.

„A jak możesz być pewien?”

„Bo żaden Bóg nie jest na tyle okrutny, żeby jedyną kobietą, którą pokochasz, była ta, która zabiła twoje dziecko”.

Kolejny wynik, kolejne bezpośrednie trafienie. Szczęka Haines’a zacisnęła się. Potem Haines zmienił taktykę.

„Przedzierałeś się przez praktycznie każdą pieprzoną kobietę w hrabstwie” - przypomniał mu Haines.

„Tak, ale żadna z nich nie była Vi”.

Kolejny punkt, mięsień w szczęce Haines’a szarpnął się, bo wiedział, że Cal mówi prawdę.

„Ona cię lubi” - poinformował go Cal - „Chce odzyskać to, co miała”.

„Nie jestem Timem”.

„Nie mówię, że jesteś. Mówię tylko, że reprezentujesz to, co ona miała”.

„Nie chodzi tylko o to, mamy coś”.

Cal poczuł, jak zaciska mu się szczęka, ponieważ wiedział, że Haines mówi prawdę.

Głos Haines’a również się uspokoił - „A tego, co mamy, nie możesz jej dać”.

„To samo dotyczy mnie” - odparł Cal.

Głos Haines’a był właściwie miękki, kiedy zapytał - „Co możesz jej dać, Cal?”

„Wszystko” - odpowiedział Cal i ponownie strzelił, a Haines zamrugał.

„Ona potrzebuje…” - zaczął Haines.

Nadeszła kolej Cala, by złagodzić swój głos - „Wiem, czego ona potrzebuje, Mike”.

Stali, patrząc na siebie w milczeniu.

Cal przerwał ciszę - „Przyjdzie do ciebie, zerwie to, odetnie cię, tym razem pozwól jej, nawet jeśli spróbuje zatrzymać cię w tym samym czasie.”

Cal obserwował, jak cała twarz Haines’a staje się twarda, gdy przeniknęła wiedza na temat tego, co mówił Cal i ile wiedział o grze, w którą grała Vi. To była gra, o której ona nie wiedziała, że w nią gra, nie miała doświadczenia, ale mimo to biegała jak przecinak na Haines’a bez zastanowienia.

„Miała piętnaście lat, kiedy Tim zaprosił ją na randkę, nie ma pojęcia, co robi” - Cal bronił Vi.

„Wiem o tym” - wycedził Haines.

„Pogubiła się, a jak Sam odszedł bardziej niż kiedykolwiek” - ciągnął Cal.

„Nie pomagasz jej się odnaleźć, Cal”.

„Wszyscy się pogubiliśmy, Mike. Najlepszą szansą, jaką mamy, jest wędrowanie przez to życie z ludźmi, którzy są ważni”.

Znowu strzelił gola i nie szukał go. Haines przeszedł ze złego w czujny.

„Nie chcesz jej dla niej, chcesz jej dla siebie.”

„Tak” - odparł natychmiast Cal - „Ty nie tego chcesz?”

„Pragnę jej, ponieważ jest Vi.”

„I ja pragnę jej za to samo, ale, ponieważ jest Vi, może dać mi to, czego potrzebuję”.

„A co ona dostaje?”

„Ona dostaje to, że może mi dać to, czego potrzebuję”.

„Nieźle” - odgryzł się Haines, znów wkurzony.

„Oto, kim ona jest, stary, nie domyśliłeś się tego? Czy nie to właśnie dla ciebie robi? Bo jeśli nie, to nie rozumiesz jej, ani trochę. Taka jest, takie właśnie są te dziewczyny, takimi właśnie je stworzyła. Istnieją po to, aby dać ci to, czego potrzebujesz. To nie jest samolubne, one tak się wyżywają. Kurwa, kiedy poszedłem z nimi do centrum handlowego, Keira próbowała być moim osobistym doradcą zakupowym”.

Cal wiedział, że to go kosztowało, ale Haines nie mógł powstrzymać śmiechu.

Potem zapytał - „Nie pieprzysz?”

„Wybrała różową koszulkę” - powiedział mu Cal, a potem dodał - „z kwiatami”.

Haines znów się zaśmiał.

Cal szedł dalej - „Czy kiedykolwiek wepchnęła ci się pod ramię, kazała ci objąć ją ramieniem?”

Humor umknął z twarzy Haines’a i nie odpowiedział, ale to była jego odpowiedź.

„Katy to zrobiła?” - Cal naciskał.

„Kate to zrobiła?” - szepnął Haines.

„Vi zrobiła to, kiedy ja jej potrzebowałem, Katy zrobiła to, kiedy ona mnie potrzebowała”.

Haines zamknął oczy i odwrócił wzrok.

„Ustąp” - powtórzył Cal cichym głosem, oczy Haines’a otworzyły się i spojrzał na Cala, a kiedy to zrobił, Cal wiedział, że wygrał.

„Jak ją wypieprzysz …”

„Nie wypieprzę”.

„Jeśli…” - pozwolił, by to zawisło, a Cal postanowił się nie powtarzać, więc Haines dokończył - „Jak nie dasz jej wszystkiego, wrócę i rozwalę sobie tyłek, a zrobię to za ciebie”.

„Wiem o tym, ona też to wie, więc myślę, że lepiej, żebym sam skopał sobie tyłek, żebyś ty nie musiał”.

„To nie byłaby praca”.

„Zgadzam się”.

Ponownie wpatrywali się w siebie w milczeniu.

Potem Haines przerwał ciszę, ale mówił cicho - „Musisz wiedzieć, że mnie zabijasz, stary”.

Cal odpowiedział cicho - „Wiem to, Mike”.

I wiedział to, nie wyobrażał sobie, żeby on odstąpił od Vi, nie teraz. Odsunął się dwa razy, myśląc, że to dla jego i jej dobra i ani razu nie było to przyjemne. To było, jak oderwanie pieprzonej kończyny.

Ustąpienie na dobre zabiłoby.

Ale gdyby Haines wiedział, że miał z nią to, co miał Cal, zrobiłby to, wiedząc, że robiłby to dla niej. Haines nie był głupi, wiedział, że była zawiązana w węzły, a kobieta taka jak Violet nie była zawiązana w węzły z powodu czegoś, co nie miało znaczenia.

Cal był dla niej ważny.

Haines o tym wiedział.

Więc ustępował.

„Kurwa” - mruknął Haines.

Cal nie odpowiedział. Nie było nic do powiedzenia.

Haines przyjrzał się Calowi, po czym powiedział - „Każda inna, byłbym cholernie szczęśliwy z twojego powodu, Cal”.

Cal milczał, ale to nie powstrzymało go od myślenia, że Mike Haines był dobrym człowiekiem.

„Teraz nie jestem” - dokończył Haines.

Cal uniósł brodę.

Mięsień znów zadrżał w jego szczęce, kiedy Haines skinął głową, po czym ruszył, by się odwrócić.

Z jakiegoś cholernie szalonego powodu, zanim to zrobił, Cal powiedział - „Ona gdzieś tam jest”.

Haines spojrzał na niego - „Co?”

„Kimkolwiek ona jest, jest tam dla ciebie.”

„Pieprz mnie” - mruknął Haines.

„Moja zamieszkała obok, stary” - zauważył Cal.

Haines odwrócił się całkowicie do Cala, a jego usta drżały, gdy wymamrotał - „Joe Callahan, romantyk”.

Cal wzruszył ramionami. Haines chciał to zobaczyć w ten sposób, kurwa, Cala to gówno obchodziło.

Odepchnął się od pickupa, opuścił ręce i odwrócił się do drzwi. Gdy to zrobił, dostrzegł Colta, a Colt nie był wystarczająco szybki, by ukryć uśmiech.

Szalone pieprzenie.

Cal spojrzał z powrotem na Haines’a, kiedy wsiadał do kabiny.

Haines skinął mu głową. Cal skinął głową, zatrzasnął drzwi, zapiął pasy, włączył zapłon i wyjechał z parkingu.

Kiedy jechał po Granta, zadzwonił jego telefon. Wyciągnął go z tylnej kieszeni, spojrzał na ekran, otworzył go i przyłożył do ucha.

„Hej, siostro”.

„Joe”.

Słysząc, jak wypowiada jego imię, uśmiechnął się do przedniej szyby.

„Właśnie do mnie zadzwoniłaś, kochanie”.

„Gdzie jesteś?”

„W pickupie”.

„Dobrze, ale gdzie?”

„W drodze do twojego centrum ogrodniczego, żeby kupić legowisko dla psa”.

Słuchał ciszy.

Trwało to chwilę.

Potem zawołał - „Vi?”

„Tak?”

„Kochanie, zadzwoniłaś do mnie, naprawdę zamierzasz mówić?”

„Ja, hm… potrzebuję, żebyś nie wracał do mnie. To znaczy…” - powiedziała szybko ostatnie dwa słowa, a potem mówiła szybko - „do domu przez chwilę”.

„Czemu?”

„Mam zaimprowizowane popołudnie dziewczyn”.

Zostawił ją na brzuchu w łóżku po tym, jak kazał jej usiąść na swojej twarzy, dopóki nie doszła, a potem pieprzył ją, aż doszła drugi raz. Nawet nie drgnęła, kiedy pochylił się, pocałował ją w szyję i szepnął jej do ucha, że za jakiś czas wróci.

Nie było go od godziny. Teraz miała popołudnie dziewczyn.

Oznaczało to, że zamierzała powiedzieć wszystko swoim przyjaciółkom, co go nie uszczęśliwiło, ponieważ nie lubił by ktoś grzebał w jego sprawach. Poza tym miała dostać gównianą radę. Może wtedy zrobiłaby coś głupiego.

„Kto nadchodzi?” - zapytał.

„Cheryl…” - odpowiedziała.

Niedobrze, ta suka była twarda jak paznokcie.

„Feb…” - ciągnęła.

To było w porządku, Feb była fajna.

„Dee…” - kontynuowała.

Dzika karta. Dee Owens nazywała ich tak, jak ich widziała, a Cal nie miał pojęcia, jak go zobaczy.

„Jessie...”

Kurwa, Jessie Rourke była świrem.

„Mimi...”

Chryste, przeleciał dwie bliskie przyjaciółki Mimi VanderWal.

„I Jackie”.

Cal odprężył się.

Jackie Owens była mamą Feb, solą ziemi. Nawet z resztą kur biorących udział w tym zamachu, Jackie byłaby głosem rozsądku, a niewielu ludzi było na tyle głupich, by nie słuchać rozumu Jackie, w tym Cheryl Sheckle i Jessie Rourke.

„Potem, umm… potem idę do Mike’a” - powiedziała mu do ucha Vi.

Cal się nie odzywał.

„Potem, hm… musimy porozmawiać” - zakończyła.

„Pójdę do biura po tym, jak kupię legowisko dla psa. Jeśli mam zostać, chcesz, żebym coś wziął?”

Nie odpowiedziała na jego pytanie, zapytała - „Biuro?”

„Tak”.

„Jakie biuro?”

„Moje biuro”.

„Masz biuro?”

Był aż tak szczelnie zamknięty? Chryste, był.

„Tak, kochanie, mam biuro w mieście. Mam dziewczynę o imieniu Lindy, która planuje moje spotkania, moje przeglądy, wysyła faktury, robi księgi, organizuje wyjazdy, zamawia sprzęt, jeśli sam zainstaluję, takie gówno”.

„W mieście? Masz na myśli to miasteczko?”

„Tak”.

„Lindy?”

„Tak?”

„Mieszka w mieście?”

„Avon”.

„Och”.

„Zabiorę cię na spotkanie” - zaproponował Cal.

„Tak jest okej” - odparła szybko Vi.

Cal westchnął, a potem odpuścił i powtórzył - „Potrzebujesz, żebym coś wziął?”

Zawahała się, a potem powtórzyła - „Wziął coś?”

„Kawa, mleko, piwo, wziął cokolwiek”.

Spożywcze?” - odetchnęła, jakby koncepcja zakupów była jej obca.

„Tak, Vi, jeśli Armagedon nie nastąpił, kiedy pieprzyłem cię dziś rano i to nam umknęło, myślę, że sklepy spożywcze nadal istnieją i wszystkie są nadal zaopatrzone”.

Usłyszał jej cichy chichot, zanim go połknęła.

Cal uświadomił sobie, że jego kobieta jest wariatką.

„Vi?” - podpowiedział.

„Nie piję piwa”.

„Ja piję, więc tego potrzebujemy”.

„Masz coś w lodówce?”

„Siostro, moja lodówka jest na śmietniku”.

„Ale czy to nie była idealnie dobra lodówka?”

„Tak, ale mój tata kupił ją w Sears trzydzieści lat temu, więc nie sądzę, żeby podobała się Katy lub Keirry w kuchni, którą by zaprojektowały”.

„Och” - powiedziała to w taki miękki, słodki sposób, który poczuł w swoim kutasie tak, jak wtedy, gdy mówiła jego imię.

Zignorował to i zapytał - „Więc potrzebujemy piwa?”

„O, tak”.

Chryste, to była długa rozmowa na temat potrzeby piwa.

„Okej, zostań ze mną, siostro, i skoncentruj się. Czy potrzebujemy czegoś jeszcze?”

„Nie wiem, co jesz?”

„Byle co”.

„Nie mamy batonów energetycznych, Gatorade ani niczego w tym rodzaju”.

„Vi, nie trenuję do Super Bowl”.

„Racja” - szepnęła.

Cal wybuchnął śmiechem.

„Co jest zabawne?” - spytała Vi, przebijając jego śmiech.

„Ty, kochanie”.

„Jak to?”

„Gatorade?”

„Cóż, widziałam, jak ćwiczysz” - broniła się.

„Więc kupię wodę. Masz jajka?”

„Tak”.

„Boczek?”

„Tak”.

„Owsianka?”

„Tak”.

„Więc jestem ustawiony”.

„Okej”.

Wjechał na parking przy centrum ogrodniczym i znalazł miejsce.

„Jestem w centrum ogrodniczym”.

Wydawała się rozkojarzona - „A Cheryl właśnie wjechała na podjazd”.

Świetnie, Cheryl dotarła tam pierwsza.

„Vi” - zawołał.

„Tak?”

Zanim Cheryl uwolniła swoje pazury, Cal zdecydował, że nadszedł czas, aby jej powiedzieć.

„Pamiętasz tę dziurę?” - zapytał.

„Co?” - zapytała z powrotem.

Nie powtórzył, powiedział - „Miałaś rację. Ty i dziewczyny ją zapełniłyście”.

Przykuł jej uwagę, wiedział o tym, ponieważ szeptała, kiedy powtarzała - „Co?”

„Już nie jestem pusty”.

Cisza, a potem - „Joe…”

„Pełen do wybuchu, siostro”.

Zdyszane - „Joe” - sprawiło, że jego kutas zadrżał.

„Muszę iść, kochanie”.

„Joe…”

„Później”.

Zamknął telefon, wyskoczył z pickupa i poszedł do centrum ogrodniczego, żeby kupić legowisko dla psa.

*****

„I to jest umm… to” - zakończyłam swoją długą historię i rozejrzałam się po moim salonie.

Siedziałam na podłodze ze skrzyżowanymi nogami. Feb siedziała obok mnie, oparła się na rękach, nogi wyciągnęła przed siebie, mały Jack czołgał się po niej, jakby była ludzką dżunglą. Dee, Mimi i Jessie siedziały na mojej kanapie. Jackie siedziała w jednym fotelu, z Mooch’em, który, wyczerpany jedzeniem psich legowisk i bieganiem po podwórku ze mną przez godzinę, spał rozłożony na jej kolanach. Cheryl siedziała w drugim fotelu.

„Pozwól, że dobrze to zrozumiem, kochanie” - powiedziała cicho Jessie - „Twój brat został zabity, ile? Trzy dni temu?”

„Sześć” - odpowiedziałam - „Znaleźli go pięć dni temu”.

Skinęła głową - „I od tego czasu Joe Callahan i Mike Haines idą w zasadzie łeb w łeb, bez gry słów, żeby cię dopaść?”

„Um… trochę, ale nie do końca” - powiedziałam jej.

„Kochanie, Cal wymusił spotkanie ze wszystkimi twoimi bliskimi, wpadając na pogrzeb, nie wspominając o tym, że ty spotkałaś się z jego rodziną w Chicago, i to jest rodzina. A Mike wchodzi w to, upewniając się, że jeśli go wybierzesz, nie zapomnisz o rodzinnym domu, łóżku za sześć tysięcy dolarów i rodzinnym zwierzaku, robi to dając ci interes w tym łóżku z psem w obecności. Zdecydowanie idą łeb w łeb” - poinformowała mnie Cheryl.

„Jasna cholera” - szepnęła Jessie.

„Muszę powiedzieć, że żyję w tym miasteczku całe moje życie i znając Cala przez cały czas i wiem, że jest mnóstwo dziewczyn, wiele z nich w promieniu trzech kilometrów od tego domu, które oddałyby zęby, żeby zjeść pizzę w Pizzerii Vinniego i spróbować umieścić ich zdjęcie na rodzinnej ścianie” - zauważyła Mimi.

„Muszę powiedzieć, że żyję w tym miasteczku przez całe życie i znam Mike’a przez całe życie, więc wiem, że jest wiele dziewczyn, niektóre z nich w sąsiednich, cholernych drzwiach, które oddałyby zęby, aby pokazać Mike’owi Hainesowi, że nie wszystkie kobiety są takimi samolubnymi, chciwymi, materialistycznymi sukami jak Audrey” - zauważyła Jessie.

„To samo można powiedzieć o dziewczynie z sąsiedztwa, która chce Cala” – powiedziała jej Mimi.

„Myślę, że można uznać, że Tina Blackstone skakałaby prawie na każdego, a ta kobieta miałaby trudności z udowodnieniem że nie ma jakichś samolubnych, chciwych i materialistycznych” - zauważyła Jackie - „Nie jest dobrym przykładem do debaty”.

„Cal” - odezwała się Feb, oddając swój głos.

„Mike” - odpaliła Cheryl.

„Cal jest fajny, ale tak naprawdę to kobieciarz” - wtrąciła Mimi, spojrzała na mnie i zagłosowała - „Mike”.

„Domyślam się, że Dni Kobieciarza już dla niego minęły, więc mój głos, Cal” – dodała Dee.

„Wrzuć ich imiona do kapelusza” - zasugerowała Jessie - „nie możesz się pomylić”.

„Jessie!” - syknęła Feb.

„Co?” - spytała Jessie, rozglądając się - „Czy się mylę?”

„Joe Callahan” - stwierdziła Jackie głosem pełnym macierzyńskiego autorytetu i życiowego doświadczenia, a wszystkie oczy zwróciły się na nią.

„Poważnie, Jackie?” - spytała Cheryl.

„Poważnie, Cher” - odpowiedziała Jackie, jej głos nie był już ciężki, ale delikatny, spojrzała na mnie i zapytała - „Chcesz wiedzieć dlaczego?”

Przytaknęłam.

„Bo kiedy mówisz o Mike’u, wyglądasz jak kobieta, która mówi o facecie, którego lubi. Jak mówisz o Calu, wyglądasz jak kobieta, która mówi o mężczyźnie, którego potrzebuje, żeby oddychać”.

Na jej słowa przestałam oddychać.

„Jackie” - szepnęła Dee.

„Tak” - powiedziała Jackie - „Jak Feb straciła mężczyznę, którego potrzebowała, by oddychać, nie wzięła pełnego oddechu przez dwadzieścia lat, dopóki go nie odzyskała”.

Moje oczy przeniosły się na Feb, a ona uśmiechnęła się do mnie, po czym ściągnęła Jacka z nóg i w ramiona, wskazując niewerbalnie punkt, który przemawiał tak głośno, że to był cud, że nie zostałam porwana przez jego fale.

Spojrzałam z powrotem na Jackie i powiedziałam jej - „Dwa razy odwrócił się przeciwko mnie”.

„Nawet twardziele się boją” - odpowiedziała Jackie.

Poczułam, że moje oczy rozszerzają się na myśl, że Joe bał się czegokolwiek i zapytałam - „Bał się mnie?”

„Kochanie, ostatnia kobieta, którą kochał, zabiła jego dziecko” - zassałam wdech, a ona zapytała - „Czy to by cię nie przestraszyło?”

„Tak” - odpowiedziałam - „ale spał z kimś innym, kiedy był ze mną”.

„Powiedział ci, że to zrobił” - wskazała Jackie.

„Nawet gdyby to było kłamstwo, dlaczego miałby kłamać, wiedząc, jak bardzo to boli?” - naciskałam.

„Żeby cię zranić. Nie miał w sobie siły, by pozwolić ci odejść, więc zmusił cię do tego, żebyś ty to zrobiła” - wyjaśniła Jackie - „Mężczyzna jest silny, więc myślę, że to mówi coś o tym, co on do ciebie czuje”.

„To szaleństwo” - mruknęła Cheryl.

„Czy kiedykolwiek zrobiłaś coś całkowicie irracjonalnego dla własnej ochrony?” - Jackie rzuciła swoje pytanie w kierunku Cheryl i jeszcze nie skończyła - „Albo dla Ethana?”

Cheryl przygryzła wargi, co było jej niewerbalną odpowiedzią.

Jackie zwróciła wzrok na mnie - „Jest dużym facetem, przerażającym, zaciekłym, twardym, a ponieważ przez cały ten czas przepuszczał cię przez wyżymaczkę, nie miałaś pojęcia, że robisz mu to samo cholerstwo”.

„Ale…” - zaczęłam, ale Jackie pokręciła głową.

„Straciłaś swojego mężczyznę, brata i, Słonko, moje serce jest z tobą, to straszne. On stracił mamę, tatę i syna; dwoje ostatnich z powodu kobiety, którą wybrał, jedynej, którą wprowadził do domu ojca, jedynej, której pozwolił sprowadzić swoje dziecko na ten świat. To ciężar, który nosił przez jakiś czas i domyślam się, że to duży ciężar. Wy dwoje wchodzicie w to z tak dużym bagażem, że to cud, że nie zostaliście zmiażdżeni. I o to chodzi, żadne z was tego nie zrobiło. I znaleźliście siebie. Czas rozładować ten ciężar i znaleźć trochę radości” - poradziła Jackie.

„A co, jeśli nie mogę pomóc mu znaleźć trochę radości, co jeśli zawiodę?” - wyszeptałam.

„Dziewczyno, ciągle się poddajesz. Jedynym sposobem na porażkę jest poddanie się” - odszepnęła Jackie.

„On chce mieć ze mną dziecko” - powiedziałam Jackie i usłyszałam kilka wdechów na tę wiadomość (jedyną), z którą się nie podzieliłam.

„Daj mu je” - odpowiedziała Jackie, jakby to było takie proste (a musiałam przyznać, że myślenie o tym sprawiło, że mój brzuch znów zatrzepotał).

Ale mimo to zasugerowałam - „Może po prostu chce, żebym miała dziecko”.

„O cholera, ona teraz podkręca gówno” - mruknęła Jessie.

„Kochanie, twoje gówno jest już wystarczająco zagmatwane, nie musisz nakręcać rzeczy, by było bardziej zagmatwane” - poradziła Cheryl.

„To prawda” - powiedziała Mimi - „jeśli Cal chciał mieć dziecko, miałby ich około sześciu tuzinów w całym mieście”.

„Mhm” - zgodziła się Jessie, kiwając głową.

„Nie jestem pewna, czy to pomaga” - zauważyła Feb, obserwując mnie uważnie i miała rację.

„Czy będę wpadać na kochanki Joe, dokądkolwiek pójdę?” - zapytałam.

„Tak” - odpowiedziała Jessie, a Mimi zachichotała.

„Świetnie” - mruknęłam.

„To mi się przydarzyło z Coltem” - powiedziała mi Feb - „Nie wszędzie, dokąd się udaję, ale kilka jego podbojów trafia do baru. Spędzałam nawet trochę czasu z nim i Melanie, kiedy byli małżeństwem” - Oparła się o mnie - „To, co nas nie zabije, to nas wzmocni”.

„Zgaduję, że się tego nauczyła” - wymamrotała Cheryl.

„Jak my wszyscy” - stwierdziła Jackie.

„Boję się” - wypaliłam.

„Oczywiście, że się boisz” - powiedziała Feb, skrzyżowała nogi i pochyliła się do mnie - „Pamiętasz, jak powiedziałaś mi, kiedy martwiłaś się, że kupujesz Keirze tego psa” - skinęła głową na Moocha na kolanach jej mamy - „jak miałaś psa, straciłaś go i nie chciałaś narażać Keiry na to?”

„Tak” - odpowiedziałem.

„Znowu to robisz, kochanie” - powiedziała mi Feb - „chronisz się przed zranieniem. Straciłaś Tima, a Cal nie ułatwił ci tego, więc teraz boisz się zostać zraniona. Ale, kochanie, on kupuje psie legowisko. Zadaj sobie pytanie, skoro on to robi, dlaczego tak się boisz?”

„Bolało, kiedy się odwrócił” - szepnęłam.

„Znowu cię skrzywdzi, mężczyźni cały czas pierdolą. Tim był złoty przez całą drogę?” - zapytała Feb.

„Nie” - odpowiedziałam szczerze.

„Walczyliście?”

„Oczywiście”.

„Wkurzał cię?”

„Tak”.

„Zranił cię, robiąc głupie gówno?”

„Nieczęsto, ale tak”.

„Cal to mężczyzna, Violet. Spieprzy. Ty też to zrobisz. Kochanie, wiesz jak to jest, żyłaś tym z Timem. Wiesz też, że to, co miałaś z Timem, jest tego warte i musisz zaryzykować”.

„Czemu?” - zapytałam.

„Jak nie, to czego uczysz swoje córki?” - Cheryl dołączyła do naszej rozmowy - „Bać się, owinąć w pierzynkę, czy stawić czoła życiu i walczyć o coś dobrego?”

„Myślałam, że nie lubisz Joe” - powiedziałam do niej.

Podniosła rękę - „Zapomniałam o psim legowisku”.

Jessie prychnęła, ale Dee i Mimi wybuchnęły śmiechem.

Sięgnęłam, położyłam ręce na małym Jacku i wzrokiem zadałam pytanie Feb. Odpowiedziała, odwracając Jacka do mnie, wzięłam go i przytuliłam do siebie. Chwycił moją bluzkę i włosy, a jego twarz powędrowała do mojej szyi, jego mokre, miękkie dziecięce wargi dotknęły mnie tam, jego język pracował na łańcuszku naszyjnika, który miałam na sobie.

„Jak jego tata” - wymamrotała Feb, obserwując Jacka - „…kocha naszyjniki”.

„Colt kocha naszyjniki?” - zapytała Mimi.

„Muszę to usłyszeć” - Jessie pochyliła się do przodu.

„Cholera” - wyszeptała Feb.

„Skończyliśmy z tym, co Vi?” - spytała Dee.

„Nie wiem, Vi, skończyliśmy?” - Jackie spojrzała na mnie.

Pochyliłam głowę i pocałowałam ramię Jacka.

Skończyliśmy.

Wiedziałam. Wiedziałam, jeszcze zanim mnie zapytały. Joe miał rację. Wiedziałam o tym, kiedy wczołgałam się z nim do łóżka po dziewczynach.

Do diabła, wiedziałam, kiedy pocałował mnie po raz pierwszy.

A teraz wiedziałam, bo kupował psie legowisko dla psa, którego kupił mojej córce.

I wracał do domu z piwem.

Potem szepnęłam do małego Jacka - „Tak”.

„Dobrze, więc o co chodzi z Coltem i twoimi naszyjnikami?” - Jessie zażądała informacji, a ja spojrzałam na nią.

Ale Mimi przemówiła do mnie - „Jeśli Feb nie wygada się, to będzie do bani”.

„Wiem. Powiedziałam jej o Jimbo i…” - zaczęła Jessie.

„Nie powtarzaj tego!” - krzyknęła nagle Feb, podnosząc rękę.

„Co? To nie jest dziwne” - broniła się Jessie.

„Tak, Jessie, jest” - odparła Feb.

„Po prostu ssie mi palce u nóg. Czy Cal ssie ci palce?” - zapytała mnie Jessie.

Starałam się nie wykrzywić warg, kiedy odpowiedziałam - „Um… nie”.

„Dobrze to czuć” - wymamrotała Jessie.

„Obrzydliwe” - Mimi też mamrotała.

„Masz piwo?” - spytała Cheryl, wstając.

„Nie, Joe kupi kilka w drodze do domu”.

Cheryl wpatrywała się we mnie przez chwilę, po czym uśmiechnęła się i zdałam sobie sprawę, co powiedziałam i jak to zabrzmiało.

Brzmiało, jak było.

Gówno.

Przewróciłam oczami i powiedziałam - „Mam wino”.

„Czas na wino” - oznajmiła Cheryl, idąc w kierunku kuchni.

„Nie ma nawet czwartej po południu” - powiedziała jej Mimi.

„Co? Są jakieś zasady?” - spytała Cheryl.

„Tak” - odpowiedziała Mimi.

„Pieprzyć zasady, idę po wino” - odparła Cheryl - „Ktoś chce?”

„Tak” - powiedziała Jessie.

„Jasne” - zawołała Dee.

„Cholera” - wymamrotała Mimi - „w porządku”.

„Mały dla mnie” - powiedziała jej Feb.

„Wchodzę” - powiedziała Jackie. Spojrzałam na nią, a ona uśmiechnęła się do mnie, a kiedy to zrobiła, pozwoliłam, żeby to miękkie ciepło wdarło się do mojego brzucha i po raz pierwszy z tym nie walczyłam.

Feb miała szczęście, nie z powodu Colta (który był niesamowity) czy Jacka (który był uroczy), ale dlatego, że miała wspaniałą mamę.

Oddałam Jacka Feb, wstałam i zawołałam do Cheryl - „Pójdę po kieliszki” - a potem oznajmiłam kobietom - „Mam jeszcze jeden problem”.

„Poważnie?” - spytała Dee.

Poszłam do kuchni, otworzyłam szafki z kieliszkami do wina, a potem spojrzałam przez bar na salon i zobaczyłam, że wszystkie patrzą w moją stronę.

Potem powiedziałam - „Potrzebuję pomocy w wyegzekwowaniu zemsty na Tinie Blackstone”.

Nawet nie pytając, co miałaby zrobić, Feb stwierdziła - „Wchodzę”.

„Ja też” - to była Jessie (nic dziwnego).

„Absolutnie” - dodała Dee.

„Będzie fajnie!” - Mimi klasnęła w dłonie.

„Jestem za tym” - powiedziała obok mnie Cheryl.

„O, cholera” - mruknęła Jackie, a ja się roześmiałam.

Moje przyjaciółki śmiały się ze mną.

*****

Siedziałam na stopniu werandy Mike’a i patrzyłam, jak jego chevrolet wjeżdża na podjazd.

Nie ruszyłam się, gdy zaparkował na podjeździe, a nie w garażu, wysiadł i podszedł, patrząc na mnie.

Nie odezwałam się, a on też nie, gdy usiadł na werandzie tak blisko mnie, że nasze biodra były ściśnięte, podobnie jak boki ud. Ale nie wyciągnął rąk do mnie. Pochylił się do przodu, kładąc łokcie na kolanach.

Ja też się pochyliłam.

Spojrzałam w lewo i szepnęłam - „Mike…”

„Cal odwiedził mnie na komisariacie”.

Zamknęłam oczy. Jego dłoń zacisnęła się na moim karku, a ja nadal ich nie otworzyłam.

„Kochanie, jak to nie zadziała, on cię wkręci, wiesz, gdzie mieszkam”.

Podjął decyzję i, jak zwykle w przypadku Mike’a, była ona właściwa.

Otworzyłam oczy i spojrzałam w jego.

„Ja wkręciłam ciebie” - szepnęłam.

„Wiedziałem, w co się pakuję”.

„Mike…”

„Słonko, strzał do ciebie, było warto”.

„Nie bądź miły”.

„Chcesz, żebym się wkurzył? Był kutasem?”

„Myślę, że byłoby łatwiej” - powiedziałam zgodnie z prawdą.

„Nie mogę tego zrobić, Vi” - ścisnął mnie dłonią i puścił, opierając się przedramionami na swoich nogach, ale cały czas na mnie patrzył - „Byłaś zauroczona nim głęboko, a on był tobą. Widziałem wszystkie sygnały i powiedziałaś mi to tak prosto, jak tylko potrafiłaś. Zanim nawet zabrałem cię na naszą pierwszą randkę, wiedziałem to po tym, jak spojrzał na mnie tej nocy, kiedy spotkałem cię w J&J’s. Nadal strzeliłem” - Uśmiechnął się - „Zrobiłbym to jeszcze raz, tylko dla ostatniej nocy”.

Pokręciłam głową i poczułam, jak moje usta delikatnie się wyginają.

Potem poczułam, że mój mały uśmiech zanika, podniosłam stopy na stopień i pochyliłam się, z policzkiem przy dłoni, szyję wykręconą, żeby na niego spojrzeć.

„Lubiłam być z tobą” - wyszeptałam i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.

Jego ręka wróciła do mnie, odciągając moje włosy z boku twarzy, a następnie owijając się wokół mojej głowy.

„Lubiłem być z tobą” - odpowiedział.

Łza opadła, poczułam, jak przesuwa się po grzbiecie mojego nosa, wzdłuż skroni i wyszeptałam - „Bardzo mi się to podobało, Mike”.

Jego dłoń zacisnęła się na moich włosach i odszepnął - „Kochanie, zabijasz mnie”.

„Chciałabym…” - zaczęłam.

„Nie rób tego, kochanie” - przerwał mi.

„Okej” - szepnęłam.

Znowu ścisnął delikatnie moją głowę, po czym jego ręka odeszła. Wstał i wziął mnie za rękę. Podniosłam się, a on ściągnął mnie ze stopnia, prowadząc mnie przez swój trawnik do mojego Mustanga. Stał ze mną przy drzwiach i jego dłonie dotknęły mojej szczęki, podciągając mnie do palców u nóg, by móc dotknąć swoimi ustami moich.

Trzymał ręce na moich szczękach, kiedy powiedział mi - „Obiecał mi, że jak ustąpię, da ci wszystko”.

Moje serce podskoczyło.

„Obiecał?”

„Tak” - Mike skinął głową, a potem zacisnął dłonie na moich szczękach - „Jak nie, Vi, przyjdź do mnie, a ja ci to dam”.

Zamknęłam oczy i kiwnęłam głową, ale wiedziałam, że jeśli tak się stanie, ktoś będzie miał Mike’a. Nie będzie długo dostępny.

To była moja jedyna szansa.

Jego kciuk prześlizgnął się przez mokrą skórę na moim policzku, łzy wciąż cicho spływały mi z oczu.

„Kochanie” - zawołał Mike, a ja otworzyłam oczy - „Nie przyjdziesz do mnie. Człowiek, z którym dzisiaj rozmawiałem, poruszy niebo i ziemię, aby dać ci wszystko”.

„Mike…”

„Gdybym tak nie sądził, nie ma mowy, żebym się wycofał”.

„Mike…”

Jego usta ponownie dotknęły moich, a kiedy podniósł głowę, wyszeptał - „Bądź szczęśliwa, kochanie”.

Skinęłam głową i odszepnęłam - „Ty też, Mike”.

Uśmiechnął się i to był pierwszy z uśmiechów, jaki mi dał, który nie dotarł on do jego oczu.

„Tak” - powiedział i puścił mnie.

Wsiadłam do samochodu, uruchomiłam go i odjechałam.

Głupio spojrzałam w lusterko wsteczne.

Wjeżdżał samochodem do garażu.

Życie toczy się dalej.

Gówno.

*****

Cal wkładał piwo do lodówki, kiedy usłyszał, jak Violet skręca na podjeździe.

Wyjął jedno z kartonu, zamknął lodówkę, odkręcił kapsel i odwrócił się, żeby wyrzucić ją do kosza, ale zobaczył, że kosz ma pokrywkę. Zbliżył się do niego, jego ręka ruszyła w jego kierunku, czujnik wychwycił ruch i uniósł pokrywę. Patrzył na niego, a potem wrzucił kapsel. Wyczuwając, że skończył, kosz na śmieci się zamknął.

„Kurwa” - wyszeptał, uśmiechając się.

Życie z Vi miało być doświadczeniem.

Potem zdał sobie sprawę, że nie weszła, chociaż słyszał, jak wyłączyła silnik.

Odwrócił się i wyjrzał przez okno, by zobaczyć ją stojącą w otwartych drzwiach, nieruchomą, wpatrującą się w jego pickupa na swoim podjeździe.

Postanowił dać jej czas. Jeśli nie wejdzie w ciągu dwudziestu, trzydziestu minut, wyjdzie po nią.

Podszedł do blatu naprzeciwko zlewu, oparł się na nim i napił piwa, obserwując, jak wpatrywała się w jego samochód.

W końcu wyszła od drzwi samochodu, zamknęła je i odwróciła się do domu. Mooch przywitał ją w drzwiach. Rzuciła torebkę na blat i spojrzała na Cala, pochyliła się, żeby podnieść psa i wzięła go w ramiona, blisko twarzy, żeby pies lizał jej szczękę, gdy wił się w jej ramionach, a ona próbowała go podrapać .

Pokuśtykała do kuchni i zapytała - „Wypuściłeś go?”

„Tak”.

„Załatwił się?”

„Nie”.

„Wypuszczę go”.

Potem pokuśtykała z kuchni do rozsuwanych szklanych drzwi z tyłu.

Cal usiadł na blacie i pociągnął kolejny łyk piwa. Kiedy pił, słyszał, jak krzyczała na Moocha, głównie żartując i drażniąc się, a następnie wzywając go zachęcająco, co oznaczało, że chciała wejść, a potem pies i kobieta wrócili do domu. Rozsuwane szklane drzwi zamknęły się i Cal najpierw zobaczył Moocha, ponieważ pies wpadł podskakując do kuchni, a potem próbował wskoczyć Calowi na nogi.

Vi weszła kilka sekund później i podeszła prosto do lodówki, nie patrząc na niego, otworzyła ją i zajrzała do środka.

„Myślałeś o kolacji?” - zapytała lodówkę.

„Pomyślałem, że wyjdziemy”.

Jej ciało podskoczyło i tylko głowa odwróciła się do niego.

„Co?” - westchnęła.

„Gdzieś. Do Franka. Albo zamówimy pizzę w Reggie’s”.

„Do Franka” - powiedziała.

„Jesteś głodna?” - zapytał.

Skinęła głową.

Zeskoczył z blatu - „Chodźmy”.

Zamknęła lodówkę, mrucząc - „Włożę Moocha do jego pudełka”.

Cal upuścił rękę z piwem po pociągnięciu i powiedział - „Ja włożę”.

Potem postawił piwo na blacie, wyszedł z kuchni, włożył psa do pudełka, a ona stała w drzwiach z pilotem do alarmu i kluczami w rękach, kiedy wrócił.

Wyjął obydwa z jej rąk, otworzył drzwi, położył rękę na jej biodrze, wypchnął ją za drzwi, zamknął je i poprowadził ich do swojego pickupa, uzbrajając alarm pilotem, gdy się poruszali.

Oboje weszli i byli w drodze, kiedy przemówił.

„Rozmawiałaś z Mike’m?”

„Tak”.

„Skończyło się?”

Milczała.

„Siostro?”

„Skończyło się” - szepnęła.

Kurwa.

To ją pocięło, zrobienie tego. Prawdopodobnie pocięło też Haines’a.

Nie dotknął jej, chciał, ale nie dotknął. Musiała zerwać z dobrym, opanowanym mężczyzną, by zaryzykować z innym mężczyzną, który dwukrotnie potraktował ją jak gówno. I robiła to zaraz po tym, jak jej brat został zamordowany, jakby potrzebowała, żeby ktoś wywiercił jej dziurę w głowie. Ale nie dotknął jej, bo wyczuł z jej nastroju, że nie chciała tego w tej chwili.

Ale wynagrodzi jej to, poświęci na to całe życie, jeśli będzie to tego wymagało.

Chociaż znając Vi, to by tyle nie trwało.

Zaparkował na ulicy cztery domy dalej od Franka, zatrzymując się, żeby ją wypuścić przy drzwiach, żeby nie musiała chodzić pieszo. Czekała na niego na zewnątrz i pokuśtykała u jego boku do drzwi, ale nie dotknęła go i on jej nie dotknął.

Otworzył jej drzwi i weszli do środka. Elaine, jedna z kelnerek, odwróciła się w ich stronę, uśmiechnęła do Vi, jej oczy powędrowały do Cala, a jej twarz zamarła.

Vi była tam z Mike’m, sądząc po spojrzeniu Elaine, więcej niż raz.

Violet cofnęła się o krok i wpadła na niego.

Cal dotknął jej wtedy, obejmując ramieniem jej talię, podszedł do niej, przyciągnął ją do siebie i spojrzał na Elaine.

„Masz stolik, Elaine?” - zapytał.

Elaine spojrzała na ścianę stolików, dwa były wolne.

Spojrzała z powrotem na Cala - „Wybierz sobie, Cal”.

Jej oczy opadły na dłoń Cala owiniętą wokół talii Vi, a potem na Vi - „Hej Violet”.

„Cześć Elaine”.

„Co się dzieje?” - spytała Elaine, gdy Cal posunął się Vi do przodu.

„Świat stoi do góry nogami” - odpowiedziała Violet.

Elaine w końcu się uśmiechnęła - „Widzę”.

Cal nie złapał, co zrobiła Vi, ale cokolwiek to było, uśmiech Elaine urósł i, kiedy Vi poszła z nim przez salę, a jej wzrok podążał nimi.

Puścił ją, kiedy trafili do stolika, ostatniego pod tylną ścianą, który dawał więcej prywatności.

Wsunęła się, a on wkroczył obok niej.

Spojrzała na niego i zapytała - „Czy możesz usiąść naprzeciwko?”

„Nie” - odpowiedział.

„Czemu?”

„Lubię cię u mojego boku”.

Jej mina złagodniała, ale powiedziała - „Lubię swoją przestrzeń”.

„Pożegnaj się z tym” - poradził Cal.

„Co?” - wyszeptała.

„Kochanie, ja się wprowadziłem, masz nowego psa, a jutro Dane śpi na twojej kanapie. Jak lubisz przestrzeń, masz wypieprzone”.

Jej twarz straciła delikatność i zbladła - „Wprowadziłeś się?”

„Wprowadziłem się dziś rano, zanim wróciłaś do domu”.

„Gdzie?”

„Twój pokój”.

„Jak?” - jej głos się podniósł.

„Jak?” - powtórzył Cal.

„Tak, jak?”

„Spakowałem jakieś gówno, przyniosłem, rozpakowałem” - niepotrzebnie wyjaśnił Cal.

„Gdzie to położyłeś?”

„W twoim pokoju.”

„Tak, ale gdzie?”

„Dżinsy i buty w szafie, wrzuciłem kilka koszulek do szuflady, maszynka w łazience. Gotowe”.

„O jasna cholera” - wyszeptała, a potem podskoczyła, kiedy Elaine rzuciła na stół dwa menu.

„Czy powinnam tym zawracać głowę?” - zadała trafne pytanie, przechylając głowę do menu, które pamiętała każda osoba, która mieszkała w tym mieście dłużej niż miesiąc.

„Nie dla mnie” - powiedziała Vi - „Chcę Reuben Sandwich”.

„Burger” - powiedział Cal.

„Ser?” - spytała Elaine Cala.

„Tak”.

„Cheddar, szwajcarski czy mieszane?” - Elaine kontynuowała.

„Zaskocz mnie” - powiedział Cal, a Elaine znów się uśmiechnęła.

„Napoje?” - Elaine kontynuowała.

„Dietetyczna cola” - rozkazała Vi.

„Piwo” - powiedział Cal.

„Bud, Coors, Bud Light, Coors Light, Heineken…” - wymieniała Elaine.

Cal jej przerwał - „Bud”.

„Krążki cebulowe, frytki czy oba?” - Elaine ciągnęła dalej.

„Frytki” - odpowiedziała Vi.

„Oba” - powiedział jej Cal.

„Mam cię” - Elaine wsunęła ołówek za ucho i zsunęła menu ze stołu. Kiedy zamawiali, trzymała w ręku notes, ale to było albo na pokaz, albo trzymała go z przyzwyczajenia. Nie napisała ani słowa, zanim odeszła. Zamówienie pojawiłoby się na stole tak, jak o to prosili, a rachunek miałby sumę na dole, to było wszystko i byłaby to prawidłowa suma. To była Elaine. To był Frank.

„Joe” - zawołała Violet i odwrócił się, by zobaczyć, że bardzo się niepokoi, więc odwrócił się do niej bardziej i pochylił głowę.

„Odpręż się, siostro” - powiedział cicho.

„To idzie naprawdę szybko”.

„Wiem”.

„Musimy porozmawiać”.

„O czym?”

„Nadia”.

Cal cofnął się - „Co z nią?”

„Kim ona jest?” - zapytała Vi.

Kurwa.

Nie chciał wchodzić w to gówno, a co więcej, ona nie chciała.

„Vi…” - powiedział cicho Cal.

„Nie, nie chcę wiedzieć. Chcę wiedzieć, szczerze, właśnie tutaj, czy spałeś z nią, kiedy spałeś ze mną?”

Cal opanował nerwy - „Już dałem ci na to odpowiedź.”

„No dobrze, czy ona odeszła?”

Nadia nigdy nie odeszła. Nadia zawsze była pod telefonem.

Nie powiedział tego.

„Tak”.

„Zdecydowanie?”

„Vi, nie przepadam za pytaniem lub odpowiadaniem dwa razy”.

„Okłamałeś mnie”.

„Był powód”.

„Jaki?”

„Aby cię ocalić przede mną”.

Jej tułów cofnął się, a oczy zrobiły się duże.

Cal owinął dłoń wokół jej szyi, przyciągnął ją do siebie i pochylił się do niej.

„Myślałem, że ratowałem siebie przed tobą, ale ratowałem ciebie przede mną”.

„Ja…” - zaczęła.

Przerwał jej - „Widzisz te blizny na mojej twarzy?”

Jej wzrok powędrował do jego policzka, a potem z powrotem do jego oczu - „Tak”.

„Bonnie mi je dała. Była tak na haju, że jej głowa była w chmurach, ale to nie była dobra podróż. Jak wkurzyła się na coś, nawet nie wiedziałem na co, napadała na mnie. Złapała mnie swoimi paznokciami”.

„Joe” - szepnęła, zaciskając palce na jego udzie.

„Często się tak zachowywała. Kiedy była wkurzona, krzyczała po pieprzonym domu i nie było niczym niezwykłym, że mnie ścigała. Zaznaczyła tylko moją twarz, a prawdopodobnie tego nie wiesz, siostro, ale musisz podejść mocno i kopać głęboko, żeby zrobić takie ślady swoimi paznokciami”.

„Ja… nie wiem, co powiedzieć” - mruknęła Vi.

„Nie mówię ci tego, żebyś cokolwiek mówiła. Mówię ci, bo teraz to się dzieje. Jesteś ze mną i odkryjesz to gówno o mnie. Codziennie patrzę w lustro i pamiętam, jak mnie naznaczała, a potem pamiętam, co jeszcze mi zrobiła. Teraz ty to widzisz, wprost na mojej pieprzonej twarzy, też o tym pomyślisz. Może nie przyjdzie do ciebie za każdym razem, gdy to zobaczysz, ale przyjdzie do ciebie i wiem, że to poczujesz”.

„Joe…”

Jego twarz zbliżyła się i wyszeptał - „Od tego cię ratowałem, kochanie”.

„To ty” - powiedziała niezrozumiale.

„Co?” - zapytał.

„Nie wiedziałam, że ona je zrobiła. Zanim powiedziałeś mi to, co właśnie mi powiedziałeś, te blizny po prostu były tobą”.

„Teraz wiesz”.

„Te blizny to wciąż tylko ty”.

„Vi…”

„Są”.

Kurwa, czy ona była poważna?

„Vi…”

„Może masz rację i czasem o tym pomyślę. Ale przez większość czasu ich nawet nie widzę. Są po prostu częścią ciebie”.

Cal nie miał na to żadnej odpowiedzi, poza chęcią pocałowania jej.

Tak też zrobił i robił to dalej, aż usłyszał łomot butelki uderzającej o stół.

Jego usta opuściły usta Vi i odwrócił się, by zobaczyć, jak Elaine stawia przed Violet napój.

„Bud, cola. Smacznego. Krzyczcie o dolewkę” - powiedziała Elaine, jej usta wykrzywiły się na końcach i odeszła.

Cal zwrócił się do Violet, która wzięła colę i ssała słomkę. Przypomniało mu to o niej w J&J, z łokciem na barze, głową w dłoni, słomką między wargami, jej oczami skierowanymi na niego i w połowie jego koncentracji był na niej, a resztą próbował powstrzymać jego kutasa od twardnienia.

Miał nadzieję, że Frank pospieszy z ich cholernym jedzeniem.

Wzrok Violet skierował się na niego - „Prawdopodobnie nie powinniśmy całować się w restauracji Franka”.

„Dlaczego nie?”

„Bo jest zwykle pełny”.

„Więc?”

„Plotki się rozejdą”.

„Siostro, mój pickup jest na twoim podjeździe, a moje koszulki są w twojej szufladzie”.

Jej oczy przesunęły się na bok, a potem z powrotem na niego, po czym przyłożyła słomkę do ust i wymamrotała - „Tak”, po czym ssała słomkę.

„To małe miasteczko, będą o tym rozmawiać przez około tydzień, a potem będzie ktoś inny.”

„Okej” - szepnęła i odstawiła szklankę.

Kiedy wypuściła szklankę, wziął ją za rękę. Łącząc swoje palce z jej palcami, przyłożył ich dłonie do swojego uda.

„Co tam jeszcze jest?”

Jej oczy podniosły się do jego - „Co?”

„W twojej głowie, co musimy uporządkować?”

Zaśmiała się cicho, po czym odpowiedziała - „Nie chcesz wiedzieć”.

„Nie pytałbym, jak nie chciałbym wiedzieć”.

Oparła się o niego - „Joe, tyle jest w mojej głowie, że zajęłoby to rok, aby to uporządkować”.

„Dobrze, rozdziel to. Co jest priorytetem?”

Jej twarz była zdezorientowana - „Priorytet?”

Chryste, była słodka.

„Najważniejsze, kochanie” - wyjaśnił cicho.

„Um… wszystko”.

„Pierwsza rzecz” - powiedział.

„Pierwsza rzecz?”

„W tej chwili pierwsza rzecz, która przychodzi ci na myśl, co to jest?”

„Mel”.

Jego brwi złączyły się - „Mel?”

„Ona… ja wiem, co ona czuje, Joe, byłam tam i martwię się o nią”.

Jego dłoń ścisnęła jej - „Siostro…”

„A ona nawet nie ma dzieci, żeby to ułatwić”.

„W takim razie daj jej je” - powiedział Cal i wydobył się z niej zdziwiony śmiech.

„Nie mogę dać jej dzieci, Joe, to anatomicznie niemożliwe” - żartowała.

„Masz dwoje z telefonami i samochód, kochanie”.

Jej twarz stała się zaskoczona i wyszeptała - „Masz rację”.

„To pomaga w obie strony. Dziewczyny i ty dzwonicie do niej regularnie, dostajesz ją regularnie. Jedziecie tam, żeby się z nią zobaczyć, każecie jej zjechać tutaj”.

„Nie sądzę, żebym mogła tam jechać, Joe, nie sama”.

„Nie powiedziałem, że pojedziesz sama, nie pozwoliłbym ci pojechać samej”.

Jej dłonie skurczyły się w jego i wyszeptała - „Joe…”

„Co jeszcze masz?”

„Joe…”

Pochylił się ponownie - „Co jeszcze jest w twojej głowie, kochanie?”

Wyciągnęła rękę z jego dłoni, podniosła ją i zacisnęła palce na jego szyi.

„Dziękuję” - wyszeptała i zobaczył łzy drżące w kącikach jej oczu.

„Za co?” - zapytał miękko, jego oczy przykleiły się do jej łez, a jej dłoń ścisnęła go, gdy patrzył, jak jedna zsuwa się po jej twarzy.

Zanim zdążył coś z tym zrobić, jej głowa wysunęła się do przodu i skręciła w jego lewo.

Szepnęła do jego ucha - „Za nie marnowanie czasu na pokazanie mi, że podjęłam właściwą decyzję”.

To było. Vi nie kazała mu nad tym długo pracować, zajęło to mniej niż trzydzieści minut.

Cal poczuł ukłucie przeszywające lewą stronę jego klatki piersiowej i również podniósł rękę do jej szyi, wsuwając ją do tyłu i do góry we włosy, zgiął szyję, aby ją pocałować, a ona odwróciła głowę i pocałowała zawias jego szczęki.

Nigdy nie miał słodszego pocałunku. Nie w jego życiu.

Zacisnął dłoń na jej włosach i uniósł głowę, ustawiając jej tak, by mógł ją pocałować.

„Burger!” - oznajmiła Elaine, talerz upadł na stół, a Vi podskoczyła, gdy Cal uniósł głowę - „Reubena!” - ciągnęła, gdy Cal wykręcił szyję, by na nią spojrzeć, zostawiając rękę we włosach Vi - „Masz cheddar. Niespodzianka” - powiedziała Calowi, uśmiechnęła się szeroko i odeszła.

Vi zachichotała.

Cal puścił swoją kobietę i zajął się jedzeniem.

Vi spuściła keczup na stos obok swoich frytek i zauważyła - „Jest jedna dobra rzecz w tym, że się wprowadzasz…”

Cal zostawił burgera zawieszonego w połowie drogi do ust i spojrzał na Violet, unosząc brwi, kiedy nie skończyła - „Nie myślę, żeby Dane miał jakieś pomysły, kiedy jesteś w domu”.

„Jak je dostanie, skręcę mu kark” - mruknął Cal i odgryzł swojego burgera, po czym spojrzał na Vi i zobaczył, że teraz ona trzyma frytkę z keczupem wiszącą w połowie do ust, ma szeroko otwarte oczy i jest blada. Przeżuł, przełknął i zapewnił ją - „Spokojnie, kochanie, tak naprawdę bym tego nie zrobił”.

„Również go nie strasz. Wystraszysz go jak cholera”.

„Wystraszę go na tyle, żeby nie miał pomysłów?”

„Joe!” - warknęła.

Uśmiechnął się do niej i powtórzył - „Zrelaksuj się”.

„Nie możesz krążyć i grozić wszystkim”.

„Oczywiście, że mogę”.

„Joe!”

Odłożył burgera, odwrócił się do niej i powiedział poważnie - „Kochanie, zrelaksuj się”.

„Mówienie mi, żebym się relaksowała, wcale nie oznacza, że się zrelaksuję, Joe”.

„Powinno”.

„Czemu?”

Odwrócił się i chwycił ją za szyję, przyciągnął do siebie i do swojej twarzy.

„Ponieważ czas, kiedy twoja głowa jest pełna gówna i musisz się martwić o wszystko i wszystkich skończył się. Nadszedł czas, kiedy możesz się zrelaksować. Więc powiem to ostatni raz, siostro, zrelaksuj się”.

Jej oczy przesunęły się po jego twarzy, a potem zobaczył, jak się zmieniają. W rzeczywistości zmieniła się cała jej twarz. W jej rysach osiadł ten wygląd, który widział kiedyś, kiedy siedziała na jego kanapie i rozmawiała z Samem. Czułość, jasna jak dzień miłość lśniąca w jej oczach, a wszystko to skupiało się na nim i poczuł, jak lewa strona jego klatki piersiowej zaciska się tak mocno, że uczucie promieniowało przez jego ciało i jego dłoń zacisnęła się na jej szyi.

Zanim zdążył to przetworzyć, pochyliła się, dotknęła ustami jego ust, cofnęła się nieco i wyszeptała - „Jedz, Joe”.

Potem odsunęła się i odwróciła do swojego talerza.

Cal zdjął rękę z jej szyi i zwrócił się do swojego.

Miał ambiwalentny stosunek do koncepcji Boga w swoim młodym życiu, co wprawiło ciocię Teresę w drżenie. Ale jak tracisz mamę w młodym wieku, to gówno na pewno się wydarzy. Stracił swoją ambiwalencję, kiedy stracił tatę, który był gównianym tatą, ale Cal wiedział, że kiedyś był dobrym, wspaniałym mężem i przyzwoitym człowiekiem, i tego samego dnia stracił syna.

Teraz pomyślał, że, skoro Vi wprowadziła się do sąsiedztwa, może w końcu ktoś się nim zaopiekuje.

Albo jego szczęście się zmieniło.

Nieważne, był wdzięczny. Siedząc za stołem w cholernie dobrej jadłodajni, Joe Callahan podniósł do ust słynnego burgera Franka z całej Indiany i odgryzł kęs.

*****

„Joe” - wydyszałam, wyginając głowę do tyłu.

„W moich ustach, siostro”.

Moja głowa przechyliła się do przodu, ręce powędrowały do jego szczęk, ujeżdżałam go mocniej, bo nie mogłam się powstrzymać. Jego silne palce wbijały się w moje biodra, ciągnąc mnie w górę i waląc w dół.

„Joe” - wyszeptałam do jego ust, gdy poczułam, że to nadchodzi.

Jego ręka uniosła się do moich włosów, zaciskając pięści, skręcając się i warknął - „Powiedz to”.

„Dochodzę, kochanie” - szepnęłam.

„Powiedz to” – zażądał.

Moje palce cofnęły się i zacisnęły w jego włosach - „Należę do ciebie”.

Potem doszłam, uderzając w dół, wyginając plecy, mój jęk uciekał z moich ust, by wchłonąć się w jego.

Siedziałam okrakiem na Joe, ale on siedział, co ułatwiło mu, w trakcie mojego orgazmu, przewrócenie mnie na plecy i jazdę mocniej, co robił, dopóki nie doszedł, znajdując się w samym środku dawania mi głębokiego, brutalnego pocałunku.

Kiedy skończył, jego usta opuściły moje i zsunęły się na moją szyję, a gdy jego kutas wchodził i wychodził ze mnie, moje palce poruszały się po jego włosach.

Robiliśmy to przez chwilę, zanim jego język przebiegł całą moją żuchwę, a potem wyciągnął się, stoczył się, pochylił, naciągnął na nas kołdrę i ułożył mnie na swoim boku.

Joe jak zwykle milczał.

Ja jak zwykle nie mogłam milczeć.

„Szkoła niedługo się zaczyna” - szepnęłam.

Joe nie odpowiedział.

„Powrót do szkolnych ubrań” - kontynuowałam.

Czubki palców Joe ślizgały się losowo po moim biodrze i tyłku, ale się nie odzywał.

„Idziesz z nami do centrum handlowego, kiedy pójdziemy na zakupy?”

Wreszcie przemówił Joe - „Do diabła, nie”.

Uśmiechnęłam się w jego ramię, a potem mój uśmiech zgasł.

„Co powinniśmy im powiedzieć?” - wyszeptałam.

„Prawdę” - odpowiedział, wiedząc, że mam na myśli dziewczyny.

„Czyli?”

„Jestem tu teraz”.

Uścisnęłam jego talię i poinformowałam go - „To nie jest takie proste”.

„Tylko to jest trudne, co ty utrudniasz”.

„Joe…”

„Vi, mówiłem ci, wyszedłem z twojego pokoju, a dziewczyny nawet nie mrugnęły”.

„Prawdopodobnie były zmęczone i podenerwowane”.

„Wiedzą, jak to jest między nami”.

Jego słowa tak mnie zszokowały, że podniosłam głowę i spojrzałam na niego - „Nie mają pojęcia”.

„Siostro, Keira zaprosiła mnie do centrum handlowego, a Kate przyniosła mi colę, kiedy naprawiłem otwieranie do drzwi garażowych i poczęstowała mnie kanapką, a to było przed sceną, kiedy przyszli twoi tata i mama. One wiedzą”.

„Nie wiedzą”.

„One nie są głupie”.

„Wiem to”.

„Okej, nie wiedzą, że się pieprzymy, ale wiedzą, że coś dla siebie znaczymy”.

Miał rację, wiedziały o tym, wiedziałam, że wiedziały ze sposobem, w jaki zachowywały się, gdy Joe odwrócił się po raz drugi.

Mimo to wpatrywałam się w niego i zapytałam - „Myślisz?”

Uśmiechnął się do mnie - „Kochanie, wskazówka, cały kwartał wie”.

„To pewnie dlatego, że Tina paple”.

„To dlatego, że zainstalowałem wasz system za darmo, naprawiłem wasz garaż, a twoje córki przychodziły codziennie, żeby ze mną porozmawiać. Mieszkam tu od dawna, siostro, całe moje życie i nie zrobiłem dla nikogo takiego gówna i nikt nie przychodził, żeby ze mną porozmawiać, szczególnie nie dwie nastolatki”.

Patrzyłam, a potem zapytałam - „Przychodziły codziennie?”

„Tak, tuż przed tym, jak przeleciałem cię po raz drugi”.

Nie wiedziałam, że Kate i Keira to robiły.

Ale mi się to podobało.

„Och” - szepnęłam.

„Więc jak wrócą do domu, zabieram Dane’a, siadasz z nimi, mówisz im, że tu jestem. Zapytaj ich, czy mają pytania, odpowiedz na nie. Zrobione”.

Myślał, że to takie proste?

Oczywiście nie mieszkał z takimi jak Keira.

Jednak według wszystkich relacji (łącznie z moimi własnymi doświadczeniami z nią) Bonnie była znacznie bardziej nieprzyjemna.

„A jeśli im się to nie spodoba?” - zapytałam.

„Radzimy sobie”

„Jak sobie radzimy?” - nacisnęłam.

Jego ręka rozpłaszczyła się na moim tyłku - „A może dowiemy się, że im się to nie podoba, zanim się nad tym zastanowimy?” - zasugerował.

Brzmiało to jak dobra rada, prosta, logiczna, ale całkowicie niewykonalna.

Jeśli Joe myślał, że to proste i logiczne zadziała, to czekał go świat cierpienia, kiedy miał żyć przez dwa miesiące z trzema kobietami.

Nie podzieliłam się z nim tym, a ponieważ przez większość czasu był poza miastem, może by tego nie zauważył.

Położyłam głowę na jego ramieniu i powiedziałam - „Okej”.

Jego palce wróciły do swoich przypadkowych wzorców i oboje milczeliśmy, ja, ponieważ myślałam o milionie rzeczy, które tam są, a Joe, ponieważ był Joe.

Nagle powiedział - „Nie bierz pracy”.

Ponownie podniosłam głowę i spojrzałam na niego - „Co?”

„Menedżer w centrum ogrodniczym, nie bierz tego”.

Opowiedziałam mu o awansie od Bobbie podczas kolacji. Najwyraźniej o tym myślał.

Podparłam się do łokcia i spojrzałam na niego - „Czemu?”

„Pieniądze są takie same, jakie dostajesz, ale wiążą się z bólami głowy, których teraz nie masz. Nie będziesz robić tego, co lubisz, będziesz robić gówno, którego nie lubisz, pracując w tych samych godzinach, otrzymując tę samą płacę. Jak chcesz awansować, poproś ją, żeby to było warte twojego czasu. Lubisz to, co robisz, rób to, co robisz, pieprz awans”.

I znowu było to proste, logiczne i tym razem wykonalne.

Uśmiechnęłam się do niego - „Masz rację”.

Joe nie odpowiedział werbalnie. Jego druga ręka uniosła się, wsunęła we włosy z boku mojej głowy, przyciągnął moje usta do swoich w celu lekkiego pocałunku, a następnie przycisnął, aż spadłam z łokcia, a mój policzek znów znalazł się na jego ramieniu. Potem wyciągnął rękę i zgasił światło.

Ale nie wcześniej niż zobaczyłam zdjęcie Tima i mnie na mojej szafce nocnej.

Wzięłam oddech przez nos; Palce Joe wróciły do boku mojej głowy, aby prześlizgnąć się po moich włosach, odciągając je do tyłu. Powtórzył to, po czym jego palce wsunęły się za moje ucho, w dół mojej szczęki, a następnie jego ręka odeszła.

Wypuściłam powietrze.

„Noc, kochanie” - szepnęłam w jego ramię.

Jego odpowiedź była znowu niewerbalna. Jego ręka ścisnęła mój tyłek, po czym wróciła do losowych wzorów.

To było miłe i było niesamowicie relaksujące. Do tego stopnia, że nie zdawałam sobie sprawy, że w mojej głowie nie kręciło się milion rzeczy.

Zamiast tego odpłynęłam od razu do snu.

*****

Cal obudził się, gdy ciało Vi zadrżało gwałtownie.

Jego oczy otworzyły się, gdy poczuł, jak stała się twarda jak skała w jego ramionach.

Czekał, wsłuchując się w jej ciężki oddech i już miał ją zawołać, kiedy wyślizgnęła się z jego ramion i przeturlała na łóżku.

Patrzył, jak jej cień porusza się wokół łóżka i przewrócił się na plecy, gdy podeszła do komody. Otwierała i zamykała szuflady, robiąc to po cichu. Myślała, że spał.

Zamknęła szufladę, a on znów obserwował jej cień, tym razem zakładała przez głowę jedną z jego koszulek.

Może powinien iść z nią i dziewczynami do centrum handlowego, kiedy wrócą na szkolne zakupy. Jak nie zrobi tego, tak jak ona to robiła, zabrakłoby mu koszulek.

Ta myśl sprawiła, że się uśmiechnął.

Podeszła do łóżka, u jego boku i znowu miał zawołać ją po imieniu, kiedy wyciągnęła rękę do stolika nocnego. Potem patrzył, jak jej cień wychodzi z pokoju do gabinetu.

Odwróciła się i zniknęła.

Coś niosła.

Zdjęcie jej i jej męża.

Cal zamknął oczy i otworzył je ponownie, kiedy usłyszał ją z powrotem w pokoju. Patrzył, jak jej cień podchodzi do komody, a ona stała przy niej z rękami uniesionymi przed siebie. Nie widział, co robi, ale trzymała się idealnie nieruchomo.

Stała tak przez chwilę, zanim się poruszyła, jej ręka powędrowała do górnej części komody i usłyszał, jak upuściła coś, co cicho zabrzęczało.

Kurwa.

Jej obrączka i pierścionek.

Zauważył, że nadal je nosiła. Widział je, kiedy po raz pierwszy obejrzał ją w całości w swoim salonie, kiedy miała na sobie te śmieszne buty i tę seksowną koszulę nocną. Kilka tygodni później myślał, że Sam jest jej mężem, podróżującym mężczyzną, tak ona go witała, a on witał ją, kiedy przyjechał z wizytą. Nie myślał wiele o jej obrączce po ich pierwszym wspólnym spotkaniu, ale zauważył je i nie podobało mu się, że je nosiła. Nigdy tego nie lubił. Może robiło z niego kutasa, ale tego nie lubił.

Teraz podobało mu się, że byłaby z nim w łóżku bez nich, co też mogło zrobić z niego kutasa, ale miał to w dupie.

Ponieważ teraz naprawdę była cała jego.

Wróciła do łóżka i ostrożnie wsunęła się, najwyraźniej wciąż myśląc, że śpi, odwróciła się do niego plecami i podwinęła nogi.

Cal przewrócił się na bok, wyciągnął rękę, chwycił ją za brzuch i przyciągnął do swojego ciała, czując, że jest spięta.

„Nie śpię, siostro” - wyszeptał w jej włosy.

„Przepraszam, obudziłam cię?”

„Tak”.

„Pomyślałam, że kiedy będziesz spać, ja…”

Przerwał jej, nie chcąc, żeby to powiedziała - „Wiem Słonko”.

Była cicha.

Cal przemówił - „Obudziłaś się gwałtownie, Vi”.

Milczała, a potem powiedziała - „Koszmar”.

„Sam?”

„Tak” - wyszeptała, a jej ciało zaczęło drżeć.

Cal mocniej zacisnął ramię.

„Dlaczego w ciemności jest trudniej?” - jej głos drżał jak jej ciało, kiedy mówiła.

„Demony w ciemności” - odpowiedział Joe.

„Tak”.

Znowu była cicho i Cal trzymał ją, aż drżenie ustąpiło, a potem zawołała - „Joe?”

„Tak, siostro”.

„Tęsknię za nim”.

Jego ramię zacisnęło się i ukrył twarz w jej włosach - „Wiem, że tęsknisz”.

„Polubiłeś go?” - spytała.

„Tak”.

„Lubił cię” - szepnęła. Ramię Cala napięło się, po czym zmusił się do odprężenia, a ona powiedziała - „Szkoda, że nie poznałeś go lepiej”.

„Gdybym to zrobił, myślę, że polubiłbym go bardziej”.

„Tak, polubiłbyś”.

„Opowiedz mi o nim, kochanie”.

Milczała, a potem zapytała - „Teraz?”

„To odepchnie demony”.

Znowu zamilkła, a potem szepnęła - „Masz rację”.

Potem wtuliła swój tyłek w jego pachwinę, przesunęła ramię wzdłuż jego ramienia i splotła ich palce.

Potem mówiła o swoim bracie, czasami śmiejąc się cicho, czasami płacząc ciszej, kiedy to robiła, a Cal słuchał tego, dopóki nie zasnęła.

Cal trzymał ją mocno, nawet po tym, jak odpłynęła, a potem jego palce ześlizgnęły się z jej palców, ale zwinął je, aż jego kciuk znalazł nagą podstawę jej palca serdecznego. Prześlizgnął się po jej skórze, po czym położył jej rękę na brzuchu i westchnął w jej włosy, myśląc nie po raz pierwszy, że naprawdę, kurwa, lubił zapach włosów Vi.

Potem zasnął.

 


 

4 komentarze: